
Bajka o Królewnie Roksance i Smoku Animoku
Ilustracje: Justyna Kaniewska
Tekst: Iza Bartnicka
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, gdzie każdego ranka rodzi się przygód bez liku, w pewnej jamie pod ogromną górą, mieszkał sobie Smok Animok. Był to już stary smok, ostatni z rodziny Łagodnych, ale dobroć i życzliwość przepełniające jego smocze serce sprawiały, że jak na swój wiek, wyglądał bardzo młodo. Jego zielone łuski błyszczały radośnie w promieniach jesiennego słońca. Smok Animok uwielbiał jesień. Codziennie, gdy słońce wisiało już wysoko na niebie, smok wyruszał ze swojej jamy na spacer do Smoczej Doliny, by nacieszyć się widokiem drzew, zapachem łąki i miękkością trawy. Miał też swoje ulubione zajęcie - zbierał kamienie, duże i małe, płaskie i okrągłe, a potem układał na półce przy kominku. Dzięki kamieniom smok czuł się mniej samotny. Udawał, że to są jego starzy dobrzy znajomi, z którymi może porozmawiać o wszystkim. Owi znajomi byli świetnymi słuchaczami, ale jakoś dziwnie milczącymi...
Pewnego dnia Smok Animok, jak to miał w zwyczaju, obudził się, ziewnął, przeciągnął, założył swój fartuch z kolorowymi kieszeniami przeznaczonymi na kamienie i wyszedł z jamy. Kroczył dobrze znaną mu ścieżką, gdy nagle kątem oka zauważył, że w trawie po prawej stronie ścieżki coś błysnęło. Smok zbliżył się do tego miejsca i ujrzał mały, śliczny , niebieski kamyczek.
— Na smoczy ogon! Jaki piękny kamyk — zachwycił się.
— Nie jestem kamieniem, tylko królewną... — usłyszał cichy głosik i podskoczył, bo głos dochodził tuż spod jego stóp. Smok nachyli się i delikatnie podniósł kamyczek do góry.
— Nie rób mi krzywdy! — krzyknął błagalnie kamyczek i smok poczuł lekkie drżenie na swojej łapie.
— Nie zamierzam — szepnął łagodnie smok — Jestem Smok Animok, ostatni smok z rodziny Łagodnych. A Tobie jak na imię, królewno?
— Jestem królewna Roksanka.
— To bardzo ładne imię, królewno — usmiechnął się smok, ale zaraz spoważniał. — A teraz powiedz mi, jak to się stało, że zostałaś zamieniona w kamień?
— Byłam na spacerze z moją opiekunką Bernadetką w lesie nieopodal zamku. Liście tak cudownie szeleściły pod stopami a słońce grzało nas obie w buzie. Nagle niebo pociemniało i na miotłach nadleciały Trzy Wiedźmy i wypowiedziały taki wierszyk:
Siło magiczna ! Prędko zamień
Radosną królewnę w zimny kamień!
I niech się znajdzie bardzo daleko
Za siódmą górą, lasem i rzeką!
Królewna zamilkła, a Smok Animok zrozumiał, że na jego łapie, pod postacią małego, niebieskiego kamyka skrywa się bardzo młodziutka osóbka, która jest sama, bardzo daleko od domu i na pewno tęskni za rodzicami. Zrozumiał też, że ma do czynienia z pradawną czarną magią i już wiedział, co robić.
— Nie płacz, królewno — zwrócił się do kamyczka — Wiem kto nam pomoże.
— Kto taki ? — spytała królewna, pochlipując.
I smok wzbił się w powietrze, trzymając delikatnie w łapie królewnę zamienioną w kamyczek. Pod nimi przesuwały się cudowne krajobrazy - drzewa w kolorach jesieni, połyskujące w słońcu tafle jezior, ogromne, zielone łąki, na których pasły się białe jednorożce.
Gdy słońce już zachodziło, przed nimi ukazał się Wiecznie Zielony Las.
- Jesteśmy na miejscu - zawołał radośnie smok i delikatnie wylądował na leśnej polanie.
Natychmiast dookoła pojawiły się tysiące maleńkich, kolorowych światełek. Królewna z zachwytu nie była w stanie nic powiedzieć.
— To są właśnie elfy — szepnął smok do królewny i ukłonił się w stronę, gdzie świeciło największe światło. — Królu...
— Witam Cię, Smoku Animoku — odpowiedziało światło — co Cię do nas sprowadza?
— Królu Elfów, przybywam do Wiecznie Zielonego Lasu po pomoc — powiedział smok i wystawił łapę, ukazując wszystkim elfom niebieski kamyczek. — To jest królewna Roksanka, która została zamieniona w kamień przez Trzy Wiedźmy z odległej krainy. Błagam, Królu, zdejmij czar z królewny.
Król spojrzał na smoka i powiedział łagodnym głosem:
— Smoku Animoku, twoja rodzina zawsze żyła z nami w zgodzie, pomagaliśmy sobie w każdej sytuacji. Możesz liczyć na naszą pomoc. Połóż zatem królewnę na ziemi i odsuń się. Elfy, stwórzmy krąg.
Smok zdążył tylko szepnąć do królewny "nie obawiaj się", gdy elfy połączyły się w ogromny, świetlny krąg. Po chwili, w całym lesie, rozbrzmiał najcudowniejszy śpiew, jakiego królewna Roksanka jeszcze nigdy w swoim życiu nie słyszała. Brzmiał jak górski strumyk, jak śmiech dziecka, jak lekki wietrzyk łagodnie muskający soczyście zieloną trawę.
Nagle kamyczek uniósł się kilka centymetrów nad ziemię, po czym opadł łagodnie na trawę już jako... mała, śliczna królewna w niebieskiej sukience i przekrzywioną koroną na głowie.— Udało się ! — zawołał radośnie smok i zbliżył się do królewny, która właśnie poprawiała zjeżdżająca na czoło koronę. Kiedy spojrzała na smoka, uśmiechnęła się i pocałowała go prosto w smoczy nos, po czym zwróciła się do króla:
— Dziękuję Królu. Dziękuję wszystkim! — I radośnie obkręciła się dookoła własnej osi.
— A teraz, królewno, czas rozprawić się z Trzema Wiedźmami — powiedział Smok Animok i delikatnie posadził królewnę na swoim grzbiecie.
— Poczekaj, Smoku Animoku — odezwał się Król Elfów — jesteś smokiem potężnej budowy, ale sam nie poradzisz sobie z pradawną magią. Jestem winien Twemu ojcu jeszcze jedną przysługę, pozwól, że spłacę swój dług do końca. Elfy! — zwrócił się do swych poddanych — przygotujcie się!
Elfy, stojąc nadal w kręgu, znów zaczęły śpiewać. Tym razem śpiew przypominał silny podmuch wiatru, szelest liści i tętent galopujących jednorożców.
Światło kręgu stało się mocniejsze,a po chwili elfy wzbiły się, jeden po drugim w powietrze.
— Elfy zaczerpnęły energii magicznej z Wiecznie Zielonego Lasu — wyjaśnił Król — Teraz jesteśmy gotowi do drogi. Ruszajmy!I smok, z królewną na grzbiecie i elfami u swego boku ruszył w stronę krainy maleńkiej królewny.
Lecieli całą noc. Zmęczona królewna usnęła i kiedy się obudziła, słońce właśnie wschodziło.
— Smoku Animoku! To mój zamek! To mój dom! — zawołała radośnie, spoglądając w dół.
— Zatem lądujemy! — zarządził smok i obniżył lot. Po chwili cała niezwykła armia stała pod wrotami zamku.
Zdumiona straż, stojąca na wieżach, na chwilę zamarła, widząc ogromnego, zielonego smoka w dziwnej, kolorowej poświacie, ale gdy zauważyli machająca do nich królewnę Roksankę, siedzacą na jego grzbiecie, ich zdumienie przemieniło się w nieopisaną radość.
— To zaginiona królewna Roksanka! Szybko, przekażmy wieści Królowi i Królowej! — krzyknęli, rzucając się sobie w ramiona , po czym jeden z nich pobiegł do pary królewskiej.
Nie minęlo kilka chwil, a wrota zamku otworzyły się szeroko i ze łzami w oczach wybiegła przez nie Królowa, a zaraz za nią zdyszany lekko Król. Wzruszeni uściskali swoją małą córeczkę i dopiero po tym zauważyli, że oprócz zaginionego dziecka, jest ktoś jeszcze.
— Mamusiu, tatusiu! To jest Smok Animok, który pomógł mi wrócic do domu, a to Elfy, które zdjęły ze mnie czary Trzech Wiedźm. — przedstawiła swoich kompanów dziewczynka. Smok ukłonił się delikatnie, a Elfy zamigotały tysiącem barw.
— Och, córeczko, tak się cieszymy, że jesteś. Już myśleliśmy, że straciliśmy Cię na zawsze — rozpłakała się Królowa.
— Ale już jestem — uśmiechnęła się królewna Roksanka.
— Nawet nie wiem, jak Panu dziękować, Panie Smoku Animoku, i Wam, Wielmożne Elfy — wyszeptał ogromnie wzruszony Król.
— Gdzie są wiedźmy? — zapytał Smok Animok, zmieniając temat, ponieważ sam ogromnie się wzruszył całą sytuacją.
— Zamknęły się w swojej chacie na wzgórzu i otoczyły ją magiczną kulą. Nikt nie może się do nich zbliżyć, nasze wojska sa bezsilne — odpowiedział król.
— A zatem, Elfy, prędko, na wzgórze! — rozkazał Król Elfów i razem ze smokiem oddalili się w stronę chaty Trzech Wiedźm.
Kiedy dotarli na miejsce, ujrzeli z góry ogromną magiczną kulę, otaczającą starą chatę. Kula połyskiwała błękitnym blaskiem i raz po raz przecinały ją błyskawice. Chata otoczona była królewskim wojskiem, ale ani strzały, ani pociski z armat nie były w stanie przedrzeć się przez powłokę magicznej kuli.
— Prędko! — krzyknął Król Elfów — stwórzmy krąg!
I elfy połączyły się w kolorowy krąg, który rozbrzmiał pieśnią. Wojskowi zaprzestali ataku, zasłuchani w niezwykłe dźwięki. Nigdy wcześniej nie słyszeli tak pięknej pieśni, choć wszystkie dźwięki były im znajome. Elfy śpiewały coraz głośniej i głośniej, aż magiczna kula rozprysła się jak mydlana bańka. W tym momencie smok, który przez całą pieśń krążył nad chatą, niczym jastrząb rzucił się w stronę dachu, zerwał go i wyciągnął Trzy Wiedźmy, które pod wpływem elfiej melodii znieruchomiały.
Król Elfów zbliżył się do trzymanych przez Smoka Animoka wiedźm i wymamrotał w elfiej mowie kilka słów, po których Trzy Wiedźmy... zniknęły!
— Na smoczy ogon! A to ci niespodzianka! — zachichotał smok.
W tym momencie na wzgórzu pojawiła się rodzina królewska ze wszystkimi dworzanami.
— A gdzie są Trzy Wiedźmy? — spytała zaniepokojona królowa.
— Wiedźmy? Wiedźmy, królowo, są teraz w odległej krainie, w lochu dla wiedźm, gdzie nie działają żadne czary — odpowiedział Król Elfów — Będą tam siedziały bardzo długo, ponieważ użyły pradawnej, zakazanej magii. Możecie być teraz spokojni o losy waszej córeczki i całego dworu.
— Hip hip hurra! — zakrzyknął zebrany na wzgórzu tłum.
— Wiwat! — dało się słyszeć wokoło.
— Och, kochane Elfy, och, Smoku Animoku, jesteśmy Wam dozgonnie wdzięczni. Jak możemy odwdzięczyć się za Waszą pomoc? — zadał pytanie Król.
Smok chwilę pomyślał, usmiechnął się i powiedział:
— W krainie, z której pochodzę, wiodłem sobie spokojny żywot. Gdy poznałem Królewnę Roksankę, zrozumiałem, jak bardzo byłem samotny. Czy mógłbym tu zostać? Myślę, że chata wiedźm, po małych porządkach, będzie dla mnie przytulnym kątem.
— Och, Smoku, oczywiście, że możesz zostać! Prawda, Mamusiu, prawda Tatusiu? — zwróciła się do swych rodziców Królewna.
— Ależ oczywiście! — powiedział Król.
— A co z Wami, Wielmożne Elfy? — zwróciła się do kolorowych światełek Królowa.
— Jaśnie Pani — odezwał się Król Elfów — szczęście królewny Roksanki i Smoka Animoka uważamy za największy wyraz wdzięczności dla nas. Musimy wracać do swojej krainy, ale jeśli przed podróżą moglibyśmy otrzymać trochę leśnych owoców i wody ze strumyka...
— Ach, Królu Elfów, juz nic więcej nie mów — odezwała się rezolutna królewna Roksanka — zapraszam wszystkich na leśną polanę, by uczcić ten niezwykły dzień! — klasnęła radośnie w ręce i pobiegła w dół zbocza, by przygotować dla Elfów godziwą ucztę. Śmiechu było co niemiara podczas zabawy na polanie, a podczas pożegnania z elfami popłynęło mnóstwo łez wzruszenia.
KONIEC